Post Top Ad

wtorek, 19 grudnia 2017

'Atharintiki Daaredi' (2013) vs. 'Ranna' (2015) - oryginał kontra remake


Kolejny post z cyklu oryginał kontra remake, tak jak poprzedni zawdzięczam @Agacie_, która skutecznie zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejny film kannada, który również jest remakem hitu kina telugu. Seans Atharintiki Daaredi  już dawno za mną i do tej pory wspominam go niezwykle przyjemnie >recenzja<, dlatego byłam szczerze ciekawa co zaoferuje mi Ranna. Obydwa filmy, choć oparte na jednym scenariuszu, różnią się wykonaniem, co zdecydowanie uchodzi za plus.

Fabuła utrzymana jest w familijnym klimacie. Starszy milioner, mieszkający za granicą, jak mogłoby się wydawać, ma wszystko. Otoczony przez oddanego wnuka i kochającego syna, tęskni jednak za córką, która przed laty wbrew jego woli poślubiła biedaka i odwróciła się od ojca. Zbliżają się urodziny mężczyzny, ale ten nie potrafi świętować, cały czas rozmyślając o upartym dziecku. Jego wnuk obiecuje sprowadzić ciotkę do domu na urodziny dziadka. W wyniku zbiegu okoliczności, pojawia się w jej domu jako kierowca i próbuje zjednać sobie ciotkę, jej męża oraz ich dwie piękne córki...



Hiroł'owie na tapecie

Pawan Kalyan kontra Sudeep
Jak widać, historia opiera się przede wszystkim na głównym bohaterze, dlatego od porównania dwóch panów rozpocznę. W oryginale Pawan Kalyan zdobył moje serce na tyle, że przez pewien czas wałkowałam jego filmografię i tak stał się jednym z moich ulubieńców kina telugu. Jako, że w Atharintiki Daaredi  była to miłość o pierwszego wejrzenia, Sudeep już na wstępie musiał sobie ciężko zapracować na moją opinię. Względnie mu się to udało. Naprawdę mi się podobał w tej roli, ale nie na tyle, żeby przyćmić Pawana w oryginale ;)


Co nieco o heroinie 

Samantha Ruth Prabhu / Rachita Ram 
Zarówno Samantha Ruth Prabhu w oryginale, jak i Rachita Ram w remake'u wypadły świetnie. Postać heroiny właściwie jest tu ciekawie skonstruowana, a przynajmniej na tyle żeby znacznie zwrócić na nią uwagę. Oczywiście, jak to w kinie telugu, nie wybiega zbyt do przodu, ale nie jest też tylko ładnie wyglądającą ozdobą. Bądź co bądź, w obu filmach ma swój czas, który obie aktorki wykorzystały w taki sposób, aby pokazać się od jak najlepszej strony. 


Ale chwila... przecież jest jeszcze ciocia! 

Nadia Moidu / Madhoobala
Ja tu gadu gadu (a raczej pisu-pisu ;-))o jakiejś dziewczynie przewijającej się przez film, ale kto tu właściwie jest prawdziwą heroiną? Otóż nikt inny jak ciotka. Ta postać budzi zdecydowanie większe zainteresowanie widza. Pamiętam, że już w oryginale byłam pod wrażeniem tej bohaterki. I chociaż w reamku ona nadal zbudowana jest po mistrzowsku, to niestety w wykonaniu Madhoobali nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia jak oryginalnie Nadia Moidu w tej roli. 


A co z dziadkiem?

Boman Irani i Prakash Raj
Miliardera, seniora tak szanowanej rodziny, musiał przecież zagrać ktoś z odpowiednim prestiżem. W oryginale ten zaszczyt przypadł Boman'owi Irani, który bardzo mi się w tej roli podobał. W Ranna natomiast postać tę przejął nie kto inny jak Prakash Raj, czyli mój ulubiony aktor drugoplanowy. Bomana bardzo cenię, ale to zdecydowanie Prakash mnie kupił. Miło było popatrzeć na niego, nawet jeśli grał dwa razy starszego niż w rzeczywistości. Obydwaj panowie zresztą, pomijając że zagrali świetnie, byli o wiele za młodzi do tej roli. 


Rozpierducha musi być!

Kasowy film telugu bez widowiskowych scen akcji to praktycznie niemożliwe. Jako że Atharintiki Daaredi lata temu poradził sobie w Box Office bardzo ładnie to walki jak najbardziej są! Nie zabrakło ich również w Ranna. Rozczarowałam się jedynie, że były żywcem zerżnięte z oryginału. Szkoda, że nie pokuszono się o jakąś nowość w tym aspekcie, ale widowisko jak najbardziej było ;)

Scena z Atharintiki Daaredi vs. ta sama scena w Ranna


Czas goni nas...

Remake jest krótszy od oryginału o dobre 20 minut. Powycinano parę dialogów, piosenkę i kilka ujęć i voilà! - mamy mniej czasu przed ekranem, a historia ta sama. Cóż, alternatywa niewątpliwie kusząca dla tych, którym brak czasu ;) Ale tak naprawdę pod względem odczuwania tego czasu, te 20 minut nic a nic nie zmieniło. Czas przy Ranna jak i przy Atharintiki Daaredi leci jak z bicza strzelił. Podobnie jak przy oryginale, pozostał pewien niedosyt z zakończeniem. Zabrakło mi jakiejś sceny, akcja zbyt szybko dobiegła końca. W Ranna jest nawet gorzej, bo Sudeep nie raczył się pofatygować odbić swoją ukochaną z rąk zbirów, a Pawan (o ile dobrze pamiętam) zrobił to. Ale to właśnie ta scena jak dla mnie była niewystarczająco długa, szkoda że twórcy remaku tego nie zauważyli i nie pokusili się o jej rozwinięcie. Nie mniej, obydwa filmy są skonstruowane bez zarzutów. 


Humor tylko z umiarem

Brahmanandam / Sadhu Kokila
Specyficzny humor w kinie telugu to nic nowego. Za dużo wręcz było go w Atharintiki Daaredi. Nie obyło się bez Brahmanandam'a i paru irytujących scen. Całe szczęście twórcy Ranna oszczędzili nam tego. Humor jest tu na dużo lepszym poziomie, owszem pojawiły się bliźniacze sceny. Nie zabrakło też rozwiniętej roli komediowej Sadhu Kokila, jednak jego postać jest całe szczęście trochę w lepszym tonie i nie narzuca się tak widzowi.


Muzyka na pięć

Jak to często bywa w remakach, tak i tu większość piosenek z oryginału ma swój odpowiednik w Ranna [poza "Bapu Gari Bomma"] Właściwie obydwie ścieżki dźwiękowe są warte uwagi. Piosenki są dość zróżnicowane, poza "Seereli Hudugeena", która jest praktycznie identyczna jak w oryginale. W moim odczuciu zostaje to jednak wybaczone, gdyż piosenka ma specyficzne brzmienie i zwyczajnie szkoda by go było nie wykorzystać w remaku. Obydwa soundtracki na dłużej zagościły na mojej playliście i chętnie jeszcze do nich powrócę. 


 -->

 -->

 -->

 -->

 -->


Kilka słów o słowach

Atharintiki Daaredi oglądałam już dość dawno, ale dokładnie rozpoznałam niektóre dialogi pojawiające się w Ranna. Niestety nie wyłapałam nic nowego, a raczej większość bliźniaczo podobnych, lub też żywcem ściągniętych dialogów. 


Subiektywnie

Nie obędzie się oczywiście bez oceny subiektywnej, tego który film bardziej mi się spodobał. Pewnie nikogo nie zdziwię stwierdzeniem, że zdecydowanie oryginał jest bliższy memu sercu. Bardzo polubiłam ten film, kiedy obejrzałam go prawie dwa lata temu (jak ten czas leci!) i szybko trafił na listę moich ulubionych telugów. Nie powiem, miło (nawet bardzo miło) było sobie odświeżyć historię z Atharintiki Daaredi bez konieczności ponownego obejrzenia tego samego filmu. Podchodziłam sceptycznie, ale w gruncie rzeczy naprawdę dobrze spędziłam czas przy Ranna. Filmowi nie wiele brakuje, żeby dorównać oryginałowi, bo utrzymuje ten sam klimat, a zarazem niweluje kilka wad pierwowzoru (jak np. męczący humor).



Widzieliście Atharintiki Daaredi albo Ranna
Co myślicie o tych filmach?
Znacie Pawana Kalyana i Sudeepa? Jestem bardzo ciekawa, którego aktora wolicie. 
Koniecznie dajcie znać w komentarzach! :)
grudnia 19, 2017 / by / 5 Comments

5 komentarzy:

  1. Atharintiki Daaredi widziałam i wspominam bardzo miło. Ranna nie oglądałam, ale przyznam, że z ciekawości chyba sięgnę po tę wersję, bo wygląda całkiem dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Atharintiki Daaredi Ci się podobało to zachęcam do zobaczenia remaka'u w wolnej chwili :)

      Usuń
  2. Nie widziałam ani jednego, ani drugiego i na razie mnie nie ciągnie, ale lubię takie porównania, bo sama lubię sobie czasami obejrzeć różne wersje jednej historii i zdecydować, co było lepsze. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że post przypadł Ci do gustu :)

      Usuń

Wrześniowe #WpadaWUcho

We wrześniu, jak co miesiąc światło dzienne ujrzało sporo nowości muzycznych. Fenomenem był zdecydowanie Ayushmann Khurrana, dzięki promoc...

Post Top Ad